... a więc to istnieje naprawdę, tak silne uczucie w człowieku, że ze śmiechu i płaczu, pomiędzy śmiechem a płaczem, nie można znaleźć słów, ależ to coś niebywałego, całkiem jak w filmie, jak w powieści. Czuła w sobie istne trzęsienie ziemi, a że nie znała więcej słów niż inni, więc to na pewno zakochanie (1).
Takimi słowami opisuje miłość austriacka pisarka Ingeborg Bachmann (1926-1973) w opowiadaniu „Problemy, problemy” (z tomu „Symultanka”, Czytelnik, Warszawa 1975). Miłość jest częstym motywem w działach tej autorki. Jest to zazwyczaj uczucie przepełnione namiętnością, obsesyjne, spalające, stanowiące źródło cierpienia, czasami wręcz prowadzące do zatracenia. Bachmann opisująca w większości swoich utworów związek pomiędzy kobietą a żonatym (sic!) mężczyzną, to właśnie kobiety stawia na przegranej pozycji. Są one zagubione w tej miłości, co najlepiej ukazane jest w powieści „Malina”... bo kiedy trzeba o kimś stale rozmyślać i budzić uczucia dla niego, to wtedy jest się prawdziwie nieszczęśliwym (2). Natomiast miłość przedstawiona w
opowiadaniu „Problemy, problemy” wydaje się czymś pięknym,
potężnym i dającym radość. Bohaterka opowiadania takiej
fascynacji nie uległa jednak pod wpływem mężczyzny. Owszem miała
kochanka (żonatego), z którym łączyły ją raczej uczucia
platoniczne, właściwie to było jej wszystko jedno, czy będą się
spotykać czy nie. Do Beatrix - bo tak miała na imię, fala miłości
przyszła w momencie, gdy zobaczyła własne oblicze w lustrze.
Ingeborg Bachmann tym sposobem pokazuje, jak zaskakująca i
niespodziewana (Beatrix zakochała się w sobie zdejmując wałki i
widząc swoją twarz otoczoną lokami) jest miłość do samego
siebie. Jednak czy jest to tylko zauroczenie własnym wyglądem?
Beatrix - osoba bez celu w życiu, leniwa, lubiąca spać,
szczęśliwie zagrzebana w pościeli, nieustannie zmęczona, bez
poczucia obowiązku zarabiania na siebie czy uczenia się, kochanka
(?) Ericha, którego żona Guggi jest wielokrotną niedoszłą
samobójczynią. Beatrix zmagająca się z uciążliwym
trudem codziennego przymusu wyszukiwania pończoch, zajęta
dobieraniem garderoby, szminkowaniem. Jej najukochańsze słowo to
„Okropność”. Urodziła się 29 lutego, więc daje do
zrozumienia, że jest jeszcze dzieckiem i nigdy nie będzie dorosła.
Jednocześnie czuła się za stara na dziecięce według niej
podchody mężczyzn, ich dotknięcia oraz przytulanie się. Do końca
nie wiadomo, co łączyło ją z Erichem - czy była to namiętność
czy stanowiła ona dla niego tylko „oazę spokoju”, oddech w jego
pogmatwanym życiu z Guggi. To co ich łączyło pisarka określa
słowami: To czego nie było
między nimi. Momentami Beatrix robi się denerwująca dla
czytelnika. Drażni jej lenistwo, brak inicjatywy czy ludzkich
odruchów. Jak pisze autorka, Beatrix była po prostu zbyt
wyczerpana, by rzucić się w wir życia. Jej jedyna rozrywką
było przesiadywanie w salonie fryzjerskim RENÉ.
Tam czuła się dobrze, wszyscy ja rozumieli a ściany były pokryte
lustrami. Dopiero tam okazuje się, że Beatrix ma prawdziwe, ludzkie
odruchy, uczucia. Oczekując na zabiegi pielęgnacyjne była
przejęta, zmęczenie z niej opadało, zmieniała się, promieniała,
zapominała o tym, co ja dręczyło. Wybór fryzury - to dla
niej poważna decyzja. Już przed przełomowym momentem, w którym
zakochała się w sobie, zdawała sobie sprawę z tego, że jest
ładna. Szczególnie podobały jej się własne stopy - nikt,
nawet Erich nie musiał oglądać jej stóp, wystarczyło, że
ona je widzi i może się nimi zachwycać. Dręczył ją iście
filozoficzny dylemat: Jestem dziewczęciem-kobietą. Czy może
kobietą dziewczęca? (str. 86). Rozpoznanie siebie, pięknej w lustrze było dla niej objawieniem. Postawa Beatrix jest jakby głosem Bachmann przeciw tradycyjnemu traktowaniu kobiecego ciała w historii kultury zachodniej. Jak pisze Barbara Smoleń: "Według poststrukturalistycznych teorii feministycznych cywilizacja zachodnia jest zdeterminowana przez panujący w niej
patriarchalny system organizacji społecznej i kulturowej, mający na
swe usługi dyskurs fallocentryczny. Kobiecość jest w nim na różne
sposoby mistyfikowana, kobieta czuje się w mniejszym lub większym
stopniu wykluczona, wyalienowana, opresjonowana”(3).Przez
wiele wieków ciała kobiet były jedynie pięknym przedmiotem
do oglądania, tematem tabu. Kobiety nie mogły się cieszyć własną
cielesnością, gdyż wyuczano w nich poczucie wstydu. Dlatego tak
niezwykła i utrzymana w feministycznym duchu wydaje się być ta
celebracja własnego wyglądu, urody przez Beatrix. Moment,
gdy bohaterka zdejmując wałki z głowy patrzyła zauroczona na
swoje przemienione, otoczone lokami oblicze był
-->jak z innego świata.
Ze świata, w którym nie drą się pończochy, nie brudzą się
suknie, w którym nie pada deszcz. Na ziemię sprowadził ją
dopiero nieudany makijaż (maquillage) oczu wykonany przez nową,
niewprawną pracownicę salonu fryzjerskiego RENÉ.
Nierówne kreski na powiekach doprowadziły ją do załamania.
Beatrix wybiegła z salonu na dwór, na deszcz, który
doszczętnie zniszczył także piękne loki. Karen R. Achberger
twierdzi, że bohaterki opowiadań składających się na tom
„Symultanka” są cichymi ofiarami zbrodni współczesnego
społeczeństwa przeciwko kobietom. W przypadku Beatrix zniszczona
fryzura i makijaż są przedstawieniem „symbolicznego samobójstwa”
(4). Jest to metaforyczna destrukcja, której doświadczają
kobiety. Znamienne są ostatnie słowa opowiadania. Pewna staruszka
widząc Beatrix w tak opłakanym stanie, pocieszała ją myśląc, że
wszystkiemu winien jest jakiś mężczyzna. Beatrix nie zaprzeczyła,
tylko powtórzyła za nią: Tak, ci mężczyźni.
1. I. Bachmann, Problemy, problemy,
tł. A. M. Linke.
2. I. Bachmann, Malina, tł. S.
Błaut, wyd. Czytelnik, Warszawa 1980, str. 306.
3. B. Smoleń, Mimetyzm Luce
Irigaray. w: Ciało,
płeć, literatura. Prace ofiarowane Profesorowi Germanowi Ritzowi w
pięćdziesiątą rocznicę
urodzin, red. M. Hornung, T.
Korsak, Warszawa 2001, str. 659.
4. K. R. Achberger, Understanding
Ingeborg Bachmann, 1995, str. 143.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz