poniedziałek, 28 maja 2012

Za co uwielbiam Fridę Kahlo?

Za to, że nie dala się zniewolić własnemu, niedoskonałemu ciału.
Można powiedzieć, że Frida Kahlo już od dziecka miała jednego wroga – swoje własne ciało. W wieku 6 lat, Frida chorowała na dziecięcy paraliż (polio), który znacząco wpłynął na rozwój i w rezultacie na wygląd jej prawej nogi. Stała się cieńsza, a rozwój prawej stopy został zahamowany. Pomimo długiej rekonwalescencji i regularnych ćwiczeń nie udało się powstrzymać deformacji prawej nogi. Rezultatem tego było noszenie przez Fridę długich spódnic (będących kwintesencją jej stylu ubierania) i spodni (będących kwintesencją jej wyzwolonego stylu bycia), a także przezwisko "kołkonoga Frida".
Innym wydarzeniem, które niezwykle wpłynęło na ciało i całe życie Fridy był wypadek tramwaju, którym  17 września 1925 roku wracała ze szkoły. Tramwaj ten zderzył się z drezyną. Frida doznała poważnych obrażeń: złamana miednica, kręgosłup i noga w jedenastu miejscach. Długi metalowy pręt przyszył jej macicę. Powrót do zdrowia i sprawności był ciężki – punkcje rdzenia kręgowego, uwięzienie w gorsetach, operacje ciągnące się przez kolejne dziesięć lat. Jednak walka Fridy z ciałem była heroiczna, młoda artystka robiła wszystko, aby stanąć o własnych siłach i zacząć chodzić. Osiągnęła swój cel, jednak  skutki wypadku już do końca życia przypominały o sobie: ból, wizyty w szpitalu, 35 operacji, których celem było usprawnienie funkcjonowania prawej nogi. I jeszcze jedno – Frida Kahlo trzy razy zachodziła w ciążę, jednak z powodu obrażeń doznanych w wypadku, nigdy nie została matką. 

Za to, że fantastycznie umiała namalować ból ciała.


A może na obrazie "Złamana kolumna" z 1944 r. namalowany jest ból duszy...

Za to, że malowała siebie.
 55 obrazów spośród 143 namalowanych przez Fridę Kahlo to autoportrety. Są to wizerunki  piękne, pełne osobistej symboliki. Sama Frida tak mówiła o swojej pracy: "Nigdy nie maluję fikcji, przedstawiam moje własne życie".

Za surrealizm (który uwielbiam).
Chociaż sama Frida Kahlo nie uznawała estetyki surrealizmu, jej obrazy były wystawiane wraz z przedstawicielami tego kierunku. Sławne jest to powiedzenie malarki: "Surrealizm jest magiczną niespodzianką wynikającą ze znalezienia lwa w szafie, gdzie spodziewasz się znaleźć koszule". Uważam, że świetnie to ujęła.

Za to, że była tak niesłychanie kolorowa i kobieca.
Jej oryginalny styl docenił "Vogue" umieszczając ją w 1938 roku na okładce.


 
Za to, że zainspirowała feminizm (który uwielbiam).
Ruch feministyczny dostrzegł i docenił niezwykle kobiece obrazy i szczerość ekspresji Fridy Kahlo, zwłaszcza w podejmowaniu tematów psychicznego bólu. Ponadto burzliwy związek i małżeństwo Fridy Kahlo z Diego Riverą jest tematem chętnie dyskutowanym przez feministki. Spotkałam się nawet ze stwierdzeniem, że dał on początek pojęciu "para artystyczna" -  kategorii badawczej w feministycznej historii sztuki. Z jednej strony Diego Rivera z początku był jej mentorem i nauczycielem i na pewno związek ten pomógł jej karierze, z drugiej strony była przez niego nieustannie tłamszona (był bardziej docenianym malarzem, zdradzał ją z modelkami i siostrą, no i przede wszystkim był o wiele wiele większy od niej, co ciekawie prezentuje ten obraz autorstwa Fridy). 


Tutaj zaczęłam pisać o innych sławnych "parach artystycznych", ale stwierdziłam, że temat ten nadaje się na osobny wpis, tak więc "wytnij" i "wklej" w nowym dokumencie…

Za to, że inspiruje innych artystów.
Moja ulubiona Florence Welch z grupy muzycznej Florence and The Machine zainspirowana obrazem Fridy pt. "What The Water Gave Me", skomponowała świetną piosenkę o takim samym tytule.

Za to, że inspiruje mnie.
Kubek dostępny w moim sklepie internetowym Zaplecze Rzeczy Ilustrowanych

niedziela, 13 maja 2012

Motyw ciąży w poezji Sylvii Plath

W ostatnim wpisie opisywałam książkę "Czarne mleko" Erif Safak poruszającą tematykę dylematu kobiety-artystki rozdartej pomiędzy tworzeniem sztuki, a macierzyństwem. Dzisiaj temat ten omówię w kontekście Sylvii Plath i jej twórczości. W poezji Plath znajdziemy motywy związane z macierzyństwem i ciążą zarówno w kontekście pozytywnym, jak i negatywnym. Chciałm skupić się na tych pozytywnych aspektach.

Wiele z wierszy Sylvii Plath porusza kwestie seksualności,  płodności, zdolności do rodzenia dzieci. Dla samej poetki brzemienność i macierzyństwo było czymś ważnym. Ukazuje to utwór "Brzemienna Kobieta", który opisuje ciężarne – piękne, zadowolone z siebie, dumne, podobne do Wenus z obrazu Botticelli'ego :

Siedzą w swoich ciężarnych sukniach.
Ponad każdym ciężkim brzuchem twarz
Unosi się spokojnie jak księżyc czy chmura.

Brzemienność przyjęta jest przez nie z uśmiechem i spokojem, pomimo że siedzą pod ciernistymi drzewami, rozkoszują się słuchaniem dźwięku małego, nowego serca. Macierzyństwo jest czymś błogosławionym, w poświacie księżyca kobiety oczekujące dziecka przypominają Matkę Boską. Anna Nasiłowska twierdzi, że kobiece „ja” dzięki temu, że może nosić w sobie inne życie jest w pewien sposób pełniejsze – jak pisze badaczka: bliższe egzystencjalnej prawdy przez cierpienie i doświadczenie macierzyństwa, w którym ciało jest niemożliwe do pominięcia ( A. Nasiłowska, Tożsamość kobieca w poezji polskiej XX wieku: między androgynicznością a esencjalizmem, „Teksty Drugie” 2004, nr 1/2, s. 118). Podobny pogląd sugeruje Plath w "Trzech kobietach", gdzie Głos pierwszy mówi: Uśmiecham się niechcący do mojej nowej mądrości.

Wierszem odnoszącym się do tożsamości rodzącej kobiety jest także "Nick i świecznik". Osoba mówiąca w nim nazywa siebie górnikiem w jaskini, w której przebywa schroniona wraz ze swoim synkiem. Jaskinia porównana jest do brzucha matki, tak jak on jest miejscem bezpiecznym, stworzonym, urządzonym całkowicie przez kobietę. Podmiot liryczny mówi: Ustroiłam naszą jaskinię różami,/ Miękkimi dywanami. Matka wypowiadająca się w tym utworze zdaje sobie sprawę ze swojej macierzyńskiej misji, jaką jest zapewnianie bezpieczeństwa, ochranianie dziecka przed zimnymi zabójcami, bólem i zazdrosnymi przestrzeniami.

Sylvia Plath wielokrotnie w swojej poezji sugeruje, że dawanie życia przez kobietę wiąże się równocześnie z jej własnym odrodzeniem. Asocjacja ta widoczna jest w wierszu "Face Lift", gdzie podmiot liryczny odradza się w momencie, gdy otrzymuje po zabiegu liftingującym nową twarz i mówi: Jakbym była swą własną matką, budzę się w bandażach gazy. Narodziny nowego„ ja” , których metaforą jest ciąża, ukazane są w cyklu "Poemat na urodziny" – w wierszu "Ciemny dom" osoba mówiąca wyznaje:

Jestem okrągła jak sowa,
Widzę przy własnym świetle.
Któregoś dnia się oszczenić
Lub urodzić źrebię. Mój brzuch porusza się.
Muszę sporządzić więcej map.
Te wypełnione szpikiem tunele!
Krecimi łapkami toruję sobie drogę.

"Poemat na urodziny" ukazuje proces odnawiania się tożsamości mówiącej w nim osoby, która w pewnym sensie daje życie dla innej siebie, dlatego czuje się jakby była w ciąży. Sama poetka wraz z narodzinami swoich dzieci czuła jakby weszło w nią nowe życie. Świadczy o tym fragment listu pisanego do matki dnia 12 marca 1962 roku, niedługo po urodzeniu drugiego potomka: Mam prawdziwe uczucie swego odrodzenia poprzez Friedę – jakby dopiero z nią rozpoczęło się w pełni moje prawdziwe, szczęśliwe życie (...) Mam też uczucie, że dopiero teraz zacznę naprawdę pisać ( S. Plath, Listy do domu, przeł. E. Krasińska, Warszawa 1983, s. 428).

Zdolność do rozmnażania w świadomości poetki to nie tylko funkcja przypisana jej ciału. Metafory rodzenia i bezpłodności nawiązują także do aktu tworzenia poezji. Bezpłodność wyraża niemoc twórczą, brak satysfakcji ze swoich dzieł. Jak bardzo te dwie sfery są ze sobą powiązane w świadomości Plath, sugeruje wiersz "Martwo urodzone", w którym pisane przez poetkę utwory mają cechy noworodków: Rozwinęły palce u rąk i nóg dosyć dobrze,/ Ich małe czoła nabrzmiały skupieniem.

W tej samej perspektywie Tim Kendall interpretuje wiersz "Dwie siostry Persefony". Według niego jest to smutna alegoria własnych poetyckich praktyk Plath, która identyfikuje swoją pracę z ukazaną w nim bezpłodną kobietą pozbawioną pasji. Chuda sylwetka tej postaci to symbol nie tylko kobiecego ciała, ale i słabego, pozbawionego prawidłowej formy wiersza. (T. Kendall, Sylvia Plath: A Critical Study, London 2001, s. 6)

Jedno z moich ulubionych zdjęć Sylvii Plath - z Tedem Hughesem i Fridą (1960r.)



środa, 2 maja 2012

"O pisaniu, macierzyństwie i wewnętrznym haremie" - Elif Şafak


Po ponad roku przerwy, powracam do blogowania na temat kobiet w sztuce. Nieustannie znajduję nowe inspiracje, sylwetki niesamowitych kobiet-artystek, a i książki, które ostatnio czytam poruszają  tematykę kobiecą, więc szkoda by było tego wszystkiego nie opisać. 

Właśnie jedną z tych książek jest  "Czarne mleko" autorstwa tureckiej pisarki i feministki Elif Şafak. "Czarne mleko" to autobiograficzna powieść przedstawiająca problem, jaki często dotyka współczesną kobietę  (kobietę-artystkę) rozdartą pomiędzy pragnieniem realizacji zawodowej, rozwoju intelektualnego, spełniania się, a przymusem poświęcenia się macierzyństwu. Dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Przyciągnęło mnie nazwisko Sylvii Plath w opisie książki z tyłu okładki. Bowiem "Czarne mleko" jest nie tylko podróżą w głąb duszy autorki, ale analizą problemu w kontekście wielkich kobiet – pisarek, które również zmagały się z dylematem: twórczość czy macierzyństwo.

Książka przedstawia sylwetki pisarek, które:
- zrezygnowały z macierzyństwa, m.in.: Emily Dickinson, Virginia Woolf, Emily Bronte, Gertrude Stein, Elizabeth Gilbert,
- są szczęśliwymi matkami, jak np.  Margaret Atwood czy Toni Morrison,
- zostały matkami, ale nie sprawdziły się w tej roli, np. Muriel Spark, która to opuściła swojego męża i syna.

Jest rozdział poświęcony wyłącznie Sylvii Plath, o której Elif Şafak pisze: Była dziewczyną, która chciała zostać Bogiem, by stworzyć cały wszechświat od początku (str. 109, wszystkie cytaty pochodzą z książki wydanej przez Wydawnictwo Literackie, przekład Natalia Wiśniewska). O Sylvii Plath i jej stosunku do macierzyństwa opublikuję w najbliższym czasie osobny post. Teraz przejdę jednak do Elif Şafak, która przez długi czas zakładała, że nie będzie mieć dziecka, ponieważ dziecko przeszkadza kobiecie w twórczości i karierze literackiej. W książce "Czarne mleko" pojawia się ciekawy motyw "wewnętrznego haremu" – są to miniaturowe kobiety, które współistnieją ze sobą, zawsze towarzyszą Elif i każda z nich jest uosobieniem różnych cech pisarki. Jest więc Panna Intelektualistka Cyniczna, Milady Ambicja Czechowska, Panienka Praktyczna, Pani Derwisz, które to dominowały w czasach, kiedy Şafak była singielką i całą swoją energię i czas przeznaczała na pisarstwo. Blue Belle Bovary, która pojawiła się, gdy pisarka zakochała się i zaczęła większą uwagę przykładać do swojego wyglądu, chciała się podobać i być atrakcyjną. Natomiast Mamcia Pudding Ryżowy doszła do władzy w momencie, gdy pisarka pogodziła się z  tym, że jest w ciąży.

Elif Şafak w swojej książce stawia pytanie o to, czy kobieta zawsze musi wybierać pomiędzy byciem piękną,  atrakcyjną, a inteligentną. Pojawia się motyw Drzewa Mózgowego. Elif Şafak stojąc pod nim, musiała w pewnym momencie dokonać wyboru. Milady Ambicja Czechowska pyta się jej, wskazując na Mamcię Pudding Ryzowy:  Chcesz być taka jak ona? Żałosna kura domowa? Czy wolisz wieść życie jako majestatyczny drzewiasty mózg? (s. 194) Pisarka wybiera tę drugą możliwość i wtedy z jej ciałem zaczynają dziać się dziwne rzeczy: chudnie, jej skóra staje się bardziej sucha, w końcu przestaje miesiączkować. Diagnoza lekarza brzmi: Pani mózg porwał ciało… W momencie gdy pisarka się zakochuje po uszy (rozdział o znaczącym tytule "Nigdy nie mów nigdy")  Drzewo Mózgowe usycha, a Şafak wyraźnie rozkwita. Z kolei w ciąży pisarka całkowicie zdaje się na Mamcię Pudding Ryżowy, która to przejmuje władzę nad pozostałymi Calineczkami. Miniaturowa kobieta zabrania Elif czytać - Sylvia Plath, Dorothy Parker, Anais Nin, Zelda Fitzgerald i Sevgi Soysal są surowo zakazane. Jedyna dozwolona książka to "Małe kobietki", która powinna przypominać, jak ważne są więzy rodzinne i która pozwoli na przygotowanie się do roli matki. Po urodzeniu dziecka Elif Safak cierpi na depresję poporodową. Pisarka pokazuje, że jest to problem dotykający wiele kobiet, niezależnie od stopnia ich spełnienia i szczęścia. 

Skąd bierze się depresja? U Şafak wynikła ze strachu przed tym, że już nigdy nic nie napisze: Zanim się zorientowałam, literatura zaczęła przypominać odległą ziemię zakazaną, do której dostępu bronią rośli strażnicy… Najpierw przekonałam siebie, że zapomniałam, jak się pisze. A potem zaczęłam podejrzewać, że pisanie zapomniało o mnie. (s. 331) 

Na szczęście siła woli, opanowanie i trzeźwość umysłu (a także w mniejszym stopniu terapia) pozwoliły rozprawić się Elif Şafak z jej depresją. Pomogło zaakceptowanie tego, że wszystko jest na swoim miejscu, a macierzyństwo to jej naturalny stan.

Autorka "Czarnego mleka" w pewnym momencie przywołuje słowa Katherine Mansfield: Być wiernym swojemu ja! Ale któremu? Której spośród – jak się wydaje – setek jaźni? Przy tych wszystkich kompleksach, ograniczeniach, reakcjach, drganiach i myślach miewam takie chwile, kiedy czuję się jak skromna recepcjonistka w hotelu, który nie ma właściciela. (s. 335) Wydaje mi się, że wiele kobiecych problemów ma swoje źródło w konflikcie wewnętrznym toczonym przez takie Calineczki, o których pisze Elif Şafak. Konieczne jest pogodzenie się ze wszystkimi aspektami swojego życia i własnej osoby. Doszła do tego Şafak, która na końcu książki napisała o swoich Calineczkach: Jestem nimi wszystkimi – z ich wadami i zaletami, plusami i minusami, wszystkie ich historie tworzą księgę mojego życia. (s.348)